środa, 4 maja 2011

Dramat wojny w Kirgizji


Kiedy chodzę do Uzbeków, u których zostały spalone domy lub zginął ktoś z rodziny,   zawsze zaczynam od tego samego zdania: Mam na imię brat Damian, jestem z Kościoła Katolickiego, otrzymaliśmy dla Was pomoc finansową od wierzących z Europy, którzy słyszeli o waszej tragedii. W jednym z domów wdowa, której mąż został zastrzelony, przerwała mi i powiedziała: „Ja Ciebie znam, pracowałam w Domu dla dzieci inwalidów, dokąd ciągle przychodzicie”. Ponieważ Uzbeczki noszą chusty na głowach, więc dopiero po jakimś czasie  poznałem ją. Chodząc od spalonego domu do spalonego domu i mając od lat kontakt z ludzką nędzą uodparniasz się emocjonalnie i dopiero kiedy nagle spotykasz znajomego człowieka, którego spotkała taka tragedia, dochodzi do twojego serca rozmiar cierpienia, które ludzie przeżywają.
Drugie, co mnie bardzo poruszyło, to asfalt na ulicach Osza z tysiącami napisów „SOS”, gdzie często S było napisane na odwrót, bo miejscowy Uzbecy nie znają alfabetu łacińskiego. Ludzie wierzyli, że gdzie napiszą „SOS”, to tam przylecą helikoptery, żeby ich ewakuować.
Nienawiść i tragedia dotknęły wszystkich bez różnicy na sytuację materialną i status społeczny. Napadający nie sprawdzali, czy gospodarz jest inwalidą lub gospodyni wdową z kilkorgiem dzieci. W jednej wsi kobieta z sześciorgiem dzieci, w tym z jednym dwumiesięcznym, wyleciała na ulicę, żeby bronić swojego maleńkiego sklepiku – bandyci postrzelili ją, następnie obrabowali sklep i doszczętnie go spalili razem z przylegającym domkiem. Członkowie rodziny zostali dosłownie z tym, co mieli na sobie. Kiedy przyszedłem do nich, ludzie z banku oddawali im dokumenty na uzyskanie kredytu – niestety nie otrzymają go bo ... spalony został dom, który trzeba by dać w zastaw. Daliśmy im trochę pieniędzy, ubrań, jedzenia i materace dla dzieci. Taka napaść to najzwyklejszy bandytyzm, który trudno wyjaśnić konfliktem na tle etnicznym. Była okazja, więc się ją wykorzystało.
Nasze możliwości pomocy są niewielkie, ale co dostawaliśmy, to dawaliśmy potrzebującym. Najpiękniejszą pracę wykonały trzy siostry ze Zgromadzenia Misjonarek Miłości, założonego przez bł. Matkę Teresę z Kalkuty, które razem z Ojcem Krzysztofem, naszym proboszczem, odwiedziły w ciągu kilku tygodni ponad 1100 rodzin i udzieliły pomocy ponad 5500 osobom. I nie chodzi tutaj o sumę, którą rozdały ludziom, lecz o to, że ktoś miał dla tych ludzi czas, że poczuli oni, iż ktoś o nich pamięta i że Bóg tym sposobem troszczy się o nich. Zauważyłem, że większość ludzi, których dotknęła tragedia, nie żywi planów zemsty, na odwrót pokornie przyjmują to, co ich spotkało. Uzbecy, często dumni ze swoich ogromnych domów, patrzący na innych z góry lub nawet z pogardą, teraz uczyli się tego, że potrzebują pomocy, że są słabi i ich wysokie mury nie obroniły ich i obecnie często Bóg jest ich jedyną nadzieją.
Jakie były przyczyny takiego krwawego konfliktu? Dwa narody, żyjące w ciągu wieków obok siebie, zawsze mają jakieś wzajemne pretensje. Dołączył się do tego totalny rozpad struktur państwa po kwietniowej rewolucji, rozkład policji i armii. Oczywiście potrzeba też było agitatorów, którzy skłócili jednych z drugimi i rzucili iskrę, która roznieciła ogień. Jeśli jednak spojrzeć głębiej, to widać wyraźnie, że prawdziwa przyczyna to totalny brak moralności wśród ludzi władzy przeżartych korupcją, brak moralności wśród młodzieży, której nikt nie uczył, że przemoc, kradzież to grzech, który na koniec zemści się także na tych, którzy go dokonują. Młodzież wychowana na grach komputerowych nie umie elementarnie odróżnić dobra od zła.  A co mówić o dorosłych, którzy wyznają etykę, że dobre jest to, co służy wzbogaceniu własnej rodziny? Już po wojnie nasza parafianka została pobita i zmarła na skutek wstrząsu mózgu. Kilka dni później sąsiad uderzył kamieniem naszego parafianina za to, że ten zbierał orzechy z drzewa, a kilkuletnie dzieci przed samym kościołem rozmontowywały nasz samochod. Przemoc i amoralność to długofalowe skutki konfliktów etnicznych.
Co jeszcze można zrobić? Myślę, że najważniejsze jest docieranie do ludzi z Dobrą Nowiną o Bożej Miłości i przebaczeniu: tak do ofiar, jak i do przestępców. Bardzo ważne jest wychowanie dzieci i młodzieży. Mimo ciężkiej sytuacji w kraju udało się nam zoorganizować kilkanaście obozów dla dzieci z naszych parafii, dla dzieci inwalidów, sierot, ofiar ostatnich walk, dzieci z ubogich domów. Wielką pomocą w tej pracy było nowy Dom Rekolekcyjno-wypoczynkowy, który został wybudowany nad jeziorem Issyk Kul. Choć z braku funduszów nie został jeszcze wykończony, przyjęliśmy w nim w roku 2010 już kilkaset dzieci.

br. Damian Wojciechowski SJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz