sobota, 8 października 2011

Nowy samochód

Z archiwym
2006-05-20

Drodzy Przyjaciele,chciałbym Was wszystkich poinformować, że szczęśliwie zakończyła się akcja zakupu samochodu, o której Wam wcześniej pisałem. Volkswagen Golf III jeździ już po wyboistych drogach Kirgizji i w ten sposób pomaga nam w pracy duszpasterskiej i charytatywnej.
W kilku zdaniach chcę Wam opisać jak wyglądał zakup i przewiezienie samochodu do Biszkeku. Przede wszystkim tak się szczęśliwie złożyło, że równocześnie znalazły się pieniądze na zakup w Niemczech trzech używanych samochodów dla Kościoła Katolickiego w Kirgizji. Jeden, o którym Wam pisałem miał być kupiony przede wszystkim dla pracy w więzieniach i domach inwalidów, drugi - mikroautobus dla obsługi duszpasterskiej około 20 naszych parafii rozsianych po całym terytorium Kirgizji (dojazd księdza, dowóz ludzi starszych na Mszę Świętą, rozwożenie pomocy humanitarnej, praca z młodzieżą), trzeci – samochód terenowy - miał być kupiony dla powstającej nowej parafii, położonej w wysokich górach i oddalonej o setki kilometrów od Biszkeku. Dzięki równoczesnemu zakupowi trzech samochodów można było zaoszczędzić wiele pieniędzy na wydatki organizacyjne i co jeszcze ważniejsze bezpieczniej było w takim konwoju przejechać przez terytorium byłego Związku Radzieckiego.

W niedzielę 24 lipca o północy wyjechaliśmy z Opola przez Czechy do Niemiec, tak żeby być rano w poniedziałek w Niemczech, kiedy większość ofert sprzedaży samochodów z internetu jest aktualna. W ciągu dwóch dni na podstawie informacji z internetu udało nam się kupić tanio trzy samochody. Wszystkie trzy od pierwszych właścicieli, starszych ludzi. Samochody w idealnym stanie, szczególnie jeśli chodzi o silnik, niedawno po przeglądach technicznych i wymianie okresowej różnych części: Golf III, Volkswagen Transporter i Toyota Rav4. Okazało się tylko, że mimo zapewnień sprzedawców, nie dali nam wszystkich dokumentów, co spowodowało, że rejestracja samochodów w Lindau nad Jeziorem Bodeńskim zajęła nam 2 dni dłużej. Po zakupie pierwszego samochodu „polski samochód” wrócił do Opola, a my dalej jeździliśmy mikroautobusem. W piątek wszystkie trzy samochody były już w Polsce, gdzie w Opolu przeszły przegląd techniczny. W warsztacie stwierdzili, że samochody są w idealnym stanie i tylko wymienili kilka drobiazgów. W nocy z 31 lipca na 1 sierpnia ruszyliśmy na Wschód. Po kilku godzinach byliśmy w Brześciu. Przejazd granicy zajął około 5 godzin. W sumie to normalne – ludzi stoją czasami kilka dni. Na granicy wzięliśmy Białorusinkę, która za 10 Euro pomogła przejść nam wszystkie kontrole i zebrać wszelkie pieczątki i papierki (w sumie około 10). Potem do Moskwy wspaniała autostrada – można było jechać 130-150 na godzinę. My już w Polsce umówiliśmy się, że będziemy jechać tak szybko jak się da, ponieważ jeśli byśmy zachowywali przepisy, to cała podróż zajęła by ponad dwa tygodnie. Niestety po drodze do Moskwy była jeszcze rosyjska granica celna. Setki tirów, bałagan itd. Zabrało nam to znowu 4 godziny. Jeszcze teraz widzę twarz Ojca Krzysztofa, któremu krwawy pot ścieka z czoła przy zapełnianiu po raz trzeci jednego i tego samego druczku.
Około północy byliśmy w Moskwie. Ci którzy przyjechali tu po raz pierwszy, byli pod wielkim wrażeniem ogromu tego miasta, które nigdy nie śpi: niesamowita ilość świateł, reklam, ulice mające po kilkanaście pasów ruchu. Udało mi się storpedować idę Ojca Grzegorza, żeby jechać bez odpoczynku (tylko zmieniać kierowców i spać na tylnym siedzeniu) i przenocowaliśmy w jezuickim mieszkaniu, gdzie z kolacja czekali na nas dwaj młodzi rosyjscy jezuici. Wzięliśmy rzeczy, które w Moskwie zostawiłem w drodze do Niemiec: głównie kilkadziesiąt DVD z filmami dla Kinoklubu, który prowadzę w Ambasadzie i nad ranem ruszyliśmy w dalsza drogę. To był najcięższy dzień: droga do Niżniego Nowogorodu była totalnie zapchana (przede wszystkim tirami), na kilkudziesięciokilometrowych odcinkach nie było asfaltu i do tego jeszcze trwała przebudowa. Tego dnia przejechaliśmy tylko 800 km (a razem od Lindau do Biszkeku jest około 7500 km). Nocowaliśmy pod Kazaniem (stolica Tatarstanu). To około 1 milionowe i bardzo rozległe miasto – niestety nie było drogowskazów i dwie godziny krążyliśmy po mieście szukając drogi. Następny dzień był lżejszy choć przejechaliśmy ogromny odcinek do granicy kazachskiej. Po drodze Ufa, stolica Baszkirii i przepiękna droga przez góry i lasy Uralu. Ponieważ około 24 byliśmy pod Czelabińskiem, więc zdecydowałem, żeby nie jechać dalej w kierunku Pietropawłowska, tylko już tutaj przekroczyć granicę kazachską, ponieważ nocą granica powinna być pusta. I tak rzeczywiście było. Nie znaczy, to że wszystko poszło szybko. Po rosyjskiej stronie 1,5 godziny staliśmy u okienka, bo pani była czymś bardzo zajęta. W końcu nas załatwiła i trwało to około 30 sekund! Po kazachskiej stronie pogranicznik stwierdził, że mamy złe wizy.
Oczywiście chciał pieniędzy. Stoimy już około godziny, a za nami coraz większa kolejka zdenerwowanych ludzi. W końcu odwróciłem się i głośno powiedziałem: Przepraszam, że musicie czekać, ale my wizy mamy w porządku i ja mu (pogranicznikowi) pieniędzy nie dam. To poskutkowało – pogranicznik szybko wbił pieczątki. Jeszcze tylko Ojcu Krzysztofowi przyszło się prawie płakać kiedy 4 razy musiał zapełniać ten sam blank celny. W sumie granicę przejechaliśmy za jakieś 5 godzin. Przespaliśmy się kilka godzin w hoteliku na granicy. Droga z Kustanaj do Kokczektaw praktycznie pusta, niestety nie wszędzie asfalt i wiele odcinków ze strasznymi dziurami. Po północy przyjechaliśmy do Astany, stolicy Kazachstanu, gdzie nas powitał ... Kazach policjant, który chciał koniecznie wlepić nam jakiś mandat. Kiedy postraszyliśmy go Ambasadą wyrzucił nas z krzykiem za drzwi. Największy mandat, który w ogóle zapłaciliśmy był na 40 $ i to dlatego, że akurat w tyle został nasz samochód, w którym byli kierowcy, którzy nie znali Rosji i dali się naciągnąć na taka sumę. Nocowaliśmy w kurii u Arcybiskupa Tomasza Pety. Rano na chwile odwiedziliśmy Nuncjusza arcybiskupa Józefa Wesołowskiego i dalej w drogę. Jechaliśmy już bez przerwy prawie cały dzień. Od Karagandy do jeziora Bałchasz wyśmienita i prosta jak strzała droga. Kilkaset kilometrów przez step i pustynię, gdzie nie ma żadnych wiosek. Nad ranem byliśmy na granicy kirgizskiej. Znowu Kazachowie chcieli pieniądze (np. dlaczego napisaliśmy 4 tam gdzie trzeba 14, powiedziałem, że przecież mogę jedynkę dopisać ...), ale skończyło się tylko na dłuższej rozmowie. Za to Kirgizi przyjęli nas bardzo przyjaźnie: nawet paszportów nie sprawdzali. Celnik z uśmiechem na ustach zapytał: Ile dasz? Ja: Ile trzeba? I tak szybko się dogadaliśmy i za kilka minut wszystkie dokumenty były gotowe. Około 9.00 6 sierpnia wjeżdżaliśmy do Biszkeku.
Korzystając z okazji chciałbym podziękować, tym którzy pomogli nam przy całej tej akcji. Piękne dzięki Ani i Tomaszowi Durakiewiczom, którzy przygotowali angielski tekst ulotki, stronicę w internecie, rozpropagowali sprawę zakupu wśród swoich znajomych w Los Alamos oraz przygotowali i rozprowadzili ulotkę wśród członków swojej parafii i otworzyli konto w banku w USA. Tak samo podziękowania dla Andrei Teichmann, która pomogła mi przygotować prośbę o pomoc w języku niemieckim.Przeogromne dzięki dla całej rodziny Finkous, czyli dla Ani, Bertholda i Pana Johannesa, którzy nie tylko karmili i przenocowali naszą bandę przez trzy dni, to co jeszcze ważniejsze zgodzili się zarejestrować wszystkie trzy samochody na siebie (i pomogli we wszystkich formalnościach takich jak ubezpieczenie samochodów itp.), tak że mieliśmy samochody na niemieckich numerach, dzięki czemu bez problemów i większych kosztów mogliśmy przejechać wszystkie granice (szczególnie te na Wschodzie). Piękne dzięki ich córeczce Liwii, która swoim uśmiechem rozbrajała panie w Urzędzie drogowym, dzięki czemu rejestracja przebiegła sprawnie, nawet jeśli nie wszystkie papiery były w porządku... Bóg zapłać Ojcu Ryszardowi Friedrichowi TJ, Ekonomowi Prowincji Warszawskiej Jezuitów, który nie tylko wspomógł finansowo zakup samochodów, to jeszcze udzielił pożyczki i użyczył konta Prowincji do przelewu pieniędzy. Dyrektor Duszpasterstwa Akademickiego Xawerianum w Opolu O. Piotr Graczykowski TJ użyczył konta na wpłaty i samochodu na wyjazd do Niemiec. On także razem z przełożonym Jezuitów w Opolu O. Pawłem Pasierbkiem TJ pozwolił Ojcu Grzegorzowi Tęczarowi TJ na wyjazd na zakup samochodów do Niemiec. Wielkie dzięki O. Tęczarowi (za pomoc przy zakupie, organizacje przeglądu technicznego samochodów) i O. Adamowi Malinowskiemu TJ za poświęcenie swoich wakacji i przyjęcie na siebie roli kierowców w przewiezieniu samochodów do Kirgizji.
Nie wyliczam tutaj nazwisk, tych wszystkich, którzy wpłacili pieniądze na zakup samochodu, ponieważ lista byłaby bardzo długa, a ja nie chciałbym pominąć nikogo, niezależnie od wpłaconej sumy. Chcę Wam tylko powiedzieć, że bez Waszej hojności nic nie można by zrobić. Bóg Wam zapłać. Życzę Wam i Waszym Rodzinom wszelkich Bożych Błogosławieństw. W Waszej intencji Ks. Jerzy Jędrzejewski, który pracuje w parafii w Biszkeku, odprawił 60 Mszy Świętych.
Szczęść Boże!

Brat Damian Wojciechowski TJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz