środa, 4 maja 2011

Dramat wojny w Kirgizji


Kiedy chodzę do Uzbeków, u których zostały spalone domy lub zginął ktoś z rodziny,   zawsze zaczynam od tego samego zdania: Mam na imię brat Damian, jestem z Kościoła Katolickiego, otrzymaliśmy dla Was pomoc finansową od wierzących z Europy, którzy słyszeli o waszej tragedii. W jednym z domów wdowa, której mąż został zastrzelony, przerwała mi i powiedziała: „Ja Ciebie znam, pracowałam w Domu dla dzieci inwalidów, dokąd ciągle przychodzicie”. Ponieważ Uzbeczki noszą chusty na głowach, więc dopiero po jakimś czasie  poznałem ją. Chodząc od spalonego domu do spalonego domu i mając od lat kontakt z ludzką nędzą uodparniasz się emocjonalnie i dopiero kiedy nagle spotykasz znajomego człowieka, którego spotkała taka tragedia, dochodzi do twojego serca rozmiar cierpienia, które ludzie przeżywają.